Pierwszy projekt przepisów z 2008 r. mających zwalczać przykre wonie przepadł. Złośliwcy mówią, że to z powodu zapisu ustawowego o obowiązku powoływania przez wójta (burmistrza, prezydenta) zespołów do badań stężenia zapachowego, nazywanych ironicznie „gminnymi wąchaczami”. Tak naprawdę, to projekt upadł z powodu ogromu kosztów koniecznych na wyszkolenie i wyposażenie zespołów wąchaczy w drogą aparaturę do badania zapachowej jakości powietrza. Niemałe były też prognozowane koszty utrzymania takich ekspertów. Stanowczo zaprotestowały samorządy gminne i miejskie, bo to one miały wyłożyć kasę. Obserwując politykę przerzucania przez administrację rządową kosztów zadań na samorządy, nie sądzę jednak, aby miasta i gminy mogły liczyć na pieniądze z centralnego budżetu.
Proponowane przepisy nie dość że mają uregulować obszar nieprzyjemny zapachowo, to jest to także materia trudna do ustawowego zdefiniowania. Tak naprawdę nie wiadomo, jak mierzyć ów nieprzyjemny zapach. Opracowanie standardów emisyjnych emisji odorowych to skomplikowana sprawa, zważywszy że negatywne odczuwanie zapachu jest raczej subiektywne. Nos nosowi nierówny i to, co niektórym mocno przeszkadza – innym może się wydać całkiem przyjemnym odczuciem węchowym. Jak widać, wydawanie decyzji administracyjnych o uciążliwości zapachowej „na nosa” wcale łatwe nie będzie.
Ministerstwo przygotowało i chce najpierw ogłosić wytyczne techniczne w formie „kodeksu przeciwdziałania uciążliwości zapachowej”. Kodeks adresowany jest przede wszystkim do przedsiębiorców. To będzie swoisty katalog przepisów dotyczących newralgicznego obszaru zapachów, zwłaszcza dotyczących identyfikacji źródeł ich emisji, działań ochronno-zaradczych i odpowiedzialności tych, którzy prowadzą uciążliwą zapachowo działalność.
Gotowa jest też lista substancji i związków chemicznych wydzielających nieprzyjemne wonie. Dalej nasz minister środowiska będzie zabiegał o regulacje eliminujące i ograniczające uciążliwości zapachowe na poziomie unijnym; właśnie tematyka ta wpisana została do agendy rady Unii Europejskiej ds. Środowiska.
Życzę więc sobie oraz tym wszystkim, którzy dziś nijak nie mogą udowodnić, że na ich nos w sąsiedztwie jednak śmierdzi, aby tym razem ustawa antyodorowa nie trafiła do kosza na śmieci, gdzie zwykle też niezbyt ładnie pachnie.