W samorządach

Szkolna demografia

Nowy rok szkolny i lata następne zdeterminują dawne reformy oświatowe i demografia. Ich wpływ na organizację i finansów szkolnictwa będzie nieporównywalnie większy niż jakiekolwiek zmiany zapowiadane przez rząd. Nic nie wskazuje też, aby zaskoczyły nas większe reformy. Czasu na nie jest zbyt mało.

Pierwszy z poważnych efektów dotyczy szkół ponadpodstawowych, a więc zadań powiatowych. Chodzi o skutki wycofania się przed laty z reformy obowiązku szkolnego dla dzieci sześcioletnich. W zeszłym roku do klas I szkół ponadpodstawowych rekrutowała się ponadprzeciętnie duża liczba uczniów. Podobnie było w 2022 r. To efekt reformy związanej z objęciem obowiązkiem szkolnym sześciolatków. W jej wyniku przez dwa lata do klas I szkół podstawowych przyjęto znacznie więcej uczniów niż wynikałaby z urodzeń w ramach pojedynczych roczników. W przybliżeniu można powiedzieć, że do szkół poszło półtora rocznika.
Po zmianie rządów w 2015 r. wycofano się z reformy, czego efektem były mało liczne klasy pierwsze podstawówek. Wtedy zaczęły do nich uczęszczać przede wszystkim dzieci siedmioletnie. Część ich rocznika poszła do szkół rok wcześniej, więc automatycznie po roku siedmiolatków było niewielu. Mówi się często o tej klasie, że była to połowa rocznika, w rzeczywistości ok. 55 proc. Uczniowie ci są teraz w klasach VIII szkół podstawowych. Niedługo będą rekrutować się do klas I szkół ponadpodstawowych. Ponieważ przez ostatnie dwa lata rekrutowano znacznie większą liczbę uczniów niż typowa, z punktu widzenia dyrektora szkoły ponadpodstawowej czy powiatu prowadzącego taką szkołę, nabór do klas I będzie zdecydowanie mniejszy niż przez ostatnie dwa lata.

Co mówią dane?

Dobrze jest, dla zachowania obiektywizmu, posiłkować się danymi o uczniach w poszczególnych klasach w Polsce. Są one dostępne na stronie Dane.gov.pl – obecnie znajdziemy informacje za rok szkolny 2022/2023, zatem uczniowie klas VII (mały rocznik) ujęci w tych danych będą niebawem rekrutowali się do klas I. Uczniowie klas VIII w roku szkolnym 2022/2023 rekrutowali się do klas I na wrzesień 2023 r. W zakresie populacji krajowej, a nawet powiatowej, ewentualne przesunięcia czasowe nie mają istotnego znaczenia. Być może część uczniów ówczesnych klas VII nie otrzyma promocji do VIII, część uczniów klas VIII będzie powtarzało klasę, część wyjedzie z Polski, a część do niej przyjedzie. Skala tego zjawiska nie jest jednak istotna dla oceny problemu. Możemy więc posiłkować się danymi z roku szkolnego 2022/2023. Co najwyżej, choć i to nie ma istotnego znaczenia, obecnie jest nieco mniej uczniów z Ukrainy w szkołach niż we wrześniu 2022 r.

Według Dane.gov.pl, a pochodzą one z systemu informacji oświatowej, we wrześniu 2022 r. mieliśmy w klasach siódmych 231 tys. uczniów. W klasach ósmych było ich wtedy 523 tys. Te 523 tys. uczniów rekrutowało się do szkół ponadpodstawowych na wrzesień 2023 r. Przy okazji warto powiedzieć, że liczba rekrutujących się na wrzesień 2022 r. była podobna i również przekraczała 500 tys. Z perspektywy dwóch ostatnich lat te 231 tys. uczniów, absolwentów klas VIII szkół podstawowych i jednocześnie rekrutujących się do klas I na rok szkolny 2024/2025, to zaledwie 44 proc. liczby uczniów z poprzedniego roku i z dwóch lat wcześniej. Z perspektywy dwóch ostatnich lat nie możemy mówić o połowie rocznika, ale o jeszcze mniejszej liczbie.
Statystyki te mogą wydawać się abstrakcyjne, bo dotyczą całego kraju. Zróżnicowanie widać jednak na poziomie poszczególnych. W najtrudniejszej sytuacji będą powiaty z woj. opolskiego, śląskiego i lubuskiego, gdzie nabór na wrzesień tego roku będzie stanowił 33–35 proc. naboru zeszłorocznego. Jest to zapewne efekt tego, że w tych regionach odpowiednio wcześniej więcej sześciolatków wybrało obowiązek szkolny. Stosunkowo najłagodniej przejdą tę zmianę powiaty z woj. podkarpackiego i małopolskiego, gdzie nabór na wrzesień tego roku będzie stanowił 53–54 proc. zeszłorocznego. Jeśli zejdziemy na poziom poszczególnych powiatów, to znajdziemy takie, w których można spodziewać się naboru na poziomie przekraczającym 70 proc. ubiegłorocznego, są to jednak tylko cztery powiaty w Polsce. Są i takie (jest ich osiem), gdzie absolwenci klas VIII będą stanowili mniej niż 25 proc. absolwentów ubiegłorocznych.
Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, jeśli uświadomimy sobie, że tzw. renomowane licea czy technika, jeśli będą chciały i miały możliwości lokalowe, mogą przyjąć dowolną liczbę chętnych. Dla nich zawsze znajdą się uczniowie. To od decyzji dyrektorów tych szkół i ich organów prowadzących będzie zależało, ile utworzą oddziałów klas I. Oznacza to, że szkoły uchodzące – nie rozstrzygając, czy sprawiedliwie – za mniej renomowane, będą miały jeszcze mniejszy nabór niż wynikałoby ze statystyk. W szczególnie trudnej sytuacji znajdą się powiaty ziemskie graniczące z dużymi miastami. Wielu uczniów może wybrać kształcenie w mieście, do którego wcześniej nie było się tak łatwo dostać. Teraz pojawi się dla nich okazja. Dla powiatów ziemskich graniczących z dużymi miastami zostanie automatycznie mniej możliwości rekrutacyjnych.
Przy okazji warto zauważyć, że z powodu mniejszej liczby uczniów w szkołach powiatowych od września 2024 r., w podziale subwencji oświatowej sztucznie zmniejszono liczbę uczniów na 30 września 2023 r. Subwencja uwzględnia już mniejsze nabory od września. Wydatki zależą jednak bardziej od liczby oddziałów niż od liczby uczniów. Jeśli nie zmniejszymy liczby oddziałów, to sytuacja finansowa ulegnie pogorszeniu.

Nie przeszacować liczby oddziałów

Aby dobrze uświadomić sobie problem, warto spojrzeć na niego z perspektywy szkoły. Jeśli przez ostatnie dwa lata rekrutowałem do klas I, dla przykładu, cztery oddziały po 28 uczniów, to statystycznie na wrzesień tego roku mogę spodziewać się 44 proc. tego co ostatnio, a więc 49 uczniów. To oznacza, że nie mogę mieć czterech oddziałów. Nie mogę mieć nawet trzech, gdyż wtedy miałbym średnio 16 uczniów w oddziale, a tak mała ich liczba w przypadku szkoły ponadpodstawowej oznacza duże problemy finansowe. Utworzę zatem dwa oddziały, ale i one nie będą tak duże jak poprzednio, gdyż będą liczyć 24–25 uczniów. Oddział takiej wielkości w przypadku szkoły ponadpodstawowej jest, szczególnie dla liceum ogólnokształcącego, możliwy do sfinansowania wyłącznie z dużym udziałem środków własnych. Subwencja nie pokryje wydatków. Dość przypomnieć, że średni oddział klasowy w liceum to 28 uczniów, a nikt nie powie przecież, że licea, jako całość, finansują się w subwencji oświatowej.
Jakie zatem wnioski wyciągnąć w perspektywie organizacji roku szkolnego 2024/2025? Tym bardziej, że właśnie jesteśmy w okresie zatwierdzania arkuszy organizacji szkół. Przede wszystkim nie przeszacować liczby oddziałów. Dla finansów będzie nie do udźwignięcia, jeśli oddziały będą mało liczne. Trzeba wykorzystać fakt, że obecnie w powiatach nauczyciele mają często dużo godzin ponadwymiarowych. Jeśli rekrutacja przebiegnie gorzej niż zakładano, nie należy bać się aktualizacji arkusza organizacji. Zmniejszanie liczby godzin ponadwymiarowych w trakcie roku jest możliwe bez zgody nauczyciela. Zmniejszanie ich liczby bez negatywnych konsekwencji finansowych wynikających z konieczności osiągania średnich wynagrodzeń nauczycieli jest możliwe, jeśli średnio na etat nauczycieli na danym stopniu awansu zawodowego przypadają co najmniej trzy, a jeszcze lepiej cztery godziny ponadwymiarowe. Jeśli w danym samorządzie średnia liczba godzin ponadwymiarowych na etat jest mniejsza od dwóch, to ich zmniejszanie niemal na pewno spowoduje konieczność wypłaty jednorazowego dodatku uzupełniającego, gdyż trudno jest osiągnąć średnie wynagrodzenie z tak małą liczbą godzin ponadwymiarowych. W ostateczności warto odświeżyć sobie zapisy art. 20 ust. 5 Karty Nauczyciela, który mówi, że nauczycielowi w szkole można wręczyć wypowiedzenie nawet w lipcu, tyle że z dwumiesięcznym odszkodowaniem. To ostateczność, więc znacznie lepiej jest odpowiednio zaplanować liczbę oddziałów już na etapie zatwierdzania arkusza.

Przedszkolaków coraz mniej

Drugie ważne zjawisko wystąpi w gminach, przez pierwsze lata będzie dotyczyło wychowania przedszkolnego, następnie przeniesie się do szkół podstawowych. Wiąże się ze zmniejszoną liczbą urodzeń w Polsce. Jeszcze w 2021 r. mogliśmy się spodziewać prawie 400 tys. dzieci trzyletnich. W 2022 r. było już ich 375 tys., a w 2023 r. (obecne grupy trzylatków) – 350 tys. dzieci. Jakiej populacji trzylatków spodziewać się od września? Według danych GUS, a najnowsze dane dostępne w szczegółowości na poziomie gminy dotyczą 2022 r., populacja dzieci rocznych wynosiła 334 tys., co oznacza, że po dwóch latach, a więc w 2024 roku, populacja trzylatków będzie mniej więcej taka sama. Wiele gmin zwraca uwagę, że zjawisko już jest widoczne, a w gminnych przedszkolach pojawiają się wolne miejsca. Niestety, to dopiero początek. W 2025 roku możemy się spodziewać 329 tys. dzieci trzyletnich, bo tyle urodziło się w 2022 r. To o 10 proc. mniej niż trzylatków w 2024 r. W kolejny roku spodziewajmy się kolejnego dużego spadku – o 9 proc. – gdyż w 2023 r. urodziło się już tylko 273 tys. dzieci, a więc tyle będzie trzylatków w 2026 r. Rzeczywistość demograficzna przerasta najczarniejsze scenariusze sprzed lat. W stosunku do 2023 r. liczba trzylatków za dwa lata, czyli w 2026 r., spadnie o 22 proc.

Przenieśmy to na rzeczywistość typowego czterooddziałowego przedszkola. Jeśli do grupy trzylatków rekrutowałem 25 uczniów na rok szkolny 2023/2024, to po roku potencjał demograficzny wskazuje na 24 uczniów, w kolejnym roku – na 21, a w 2026 r. – na 19 uczniów. Na podstawie danych GUS, układając odpowiednio roczniki, można przedstawić symulację dla typowego czterooddziałowego przedszkola. Wynika z niej, że jeśli w 2023 r. przedszkole liczyło 100 uczniów, to w 2024 r. będzie to już 95, w 2025 – 89, a w 2026 – 82. Ponieważ prognozy urodzeń na rok 2024 i kolejne nie są optymistyczne, w dalszych latach liczba uczniów przykładowego przedszkola będzie maleć do wielkości wymuszającej zmniejszenie liczby oddziałów. Na poziomie gminy zmniejszanie liczby oddziałów jest nieuchronne. Średnia wielkość oddziału przedszkolnego też musi spadać.
Na marginesie tego zjawiska, w ciekawy sposób wpłynie to na wysokość dotacji dla przedszkoli niepublicznych. Dotacja ta jest liczona w przypadku uczniów pełnosprawnych w oparciu o podstawową kwotę dotacji, która w pewnym uproszczeniu odzwierciedla kwotę wydatków gminnych na ucznia przedszkola. Wydatki bardziej zależą od liczby oddziałów niż od liczby uczniów, a spadek liczby uczniów jest zawsze szybszy niż spadek liczby oddziałów. Przy zmniejszeniu się liczby uczniów naturalnym zjawiskiem jest zmniejszanie się średniej liczebności oddziałów. Spowoduje to wzrost kwot dotacji, gdyż wydatki na ucznia będą musiały wzrosnąć. Spadek liczby uczniów jest tak duży, że jeśli liczba oddziałów przedszkolnych nie zmniejszałaby się, to dotacja wzrosłaby w perspektywie trzech lat o ponad 20 proc., nawet jeśli w tym czasie wynagrodzenia nauczycieli oraz wszystkie ceny pozostawałyby bez zmian. Niewątpliwie już czas na bardzo poważną dyskusję i działania wyprzedzające nieuchronne zjawisko.


Fot. Pixabay

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane