Związkowcy we wrocławskim MPK domagają się podwyżki płac dla pracowników o 400 zł brutto i odwołania zarządu, z którym pozostają od dłuższego czasu w ostrym konflikcie. Ministerstwo Pracy wysyła właśnie do Wrocławia mediatora, który spróbuje pogodzić zwaśnione strony.
Zgodnie z prawem, w momencie gdy rozpoczynają się mediacje, kierowcy, motorniczowie, dyspozytorzy i wszyscy inni zatrudnieni w MPK będą mogli przerwać pracę na dwie godziny i wstrzymać kursowanie tramwajów i autobusów w całym mieście. Gdy strajk ostrzegawczy nie pomoże, dojdzie do strajku generalnego. Do tego potrzebne będzie już przeprowadzenie referendum w spółce.
– Chcemy rozmawiać i liczymy na to, że celem związków w trakcie mediacji nie będzie zaognianie konfliktu – podkreśla prezes MPK Władysław Smyk w wypowiedzi dla „Gazety Wrocławskiej”. – Mamy nadzieję, że organizacje związkowe nie posuną się do strajku, aby w ten sposób wywalczyć podwyżki, bo wtedy głównymi poszkodowanymi będą pasażerowie. Postulaty związkowców są niewspółmierne do strat, jakie mogliby wtedy ponieść mieszkańcy – mówi prezes MPK.
W przyszłym tygodniu zbiera się rada nadzorcza spółki. Na jej posiedzeniu będą omawiane problemy MPK, między innymi brak kierowców, niezadowolenie pracowników, czy też obecność mediatora w spółce.
Jak podaje „Gazeta Wrocławska”, pracownicy chcą doprowadzić do zwolnienia prezesa lub najlepiej całego zarządu, w tym Grażyny Kulbaki, dyrektora finansowego oraz dyrektora personalnego Magdaleny Gurak.